Wbrew zdrowemu rozsądkowi, a może nawet zgodnie z nim, cierpienie może mieć nie tylko negatywne konsekwencje ale również szereg pozytywnych. Jak to się w Polsce mówi “nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło” i dość przewrotnie powiedzenie to bywa traktowane w naszej kulturze niemal dosłownie.
O szczególnym zamiłowaniu Polaków do narzekania wiadomo nie od dziś, a przykłady tej skłonności widoczne są w naszej literaturze już w XVIII wieku.
Widać to na przykład w zetknięciu z przedstawicielami innych kultur – np. gloryfikującej dobre samopoczucie kulturze amerykańskiej. Amerykanin witając się standardowym “How are you?” oczekuje odpowiedzi wesołej i optymistycznej, mniej więcej w stylu “wszystko świetnie, dziękuję”. Polak wprost przeciwnie. Im lepiej zna się i rozumie ze swoim rozmówcą i im chce być mu bliższy, tym większym cierpieniem podzieli się na dzień dobry. Radosne podkreślanie i wyrażanie dobrego samopoczucia nie jest u nas wcale dobrze widziane, przynajmniej w pokoleniu dorosłych.
Niestety, przykrą konsekwencją tych różnic, o ile nie są w odpowiednim momencie uświadomione jest wzajemna nieufność przedstawicieli obu kultur. Amerykańskie zwyczaje wydają się Polakom sztuczne i obłudne.
Z wielu eksperymentów psychologicznych przeprowadzanych w Polsce wynika, że osoby narzekające postrzegane są jako mądre, godne zaufania, zdolne do tworzenia głębszych więzi, rozumiejące. Reagowanie narzekaniem i niezadowoleniem gwarantuje między innymi kontynuowanie konwersacji, co sprzyja pogłębianiu relacji.
Istnieją przy tym tematy, na które nie wypada nie narzekać. Na przykład życie polityczne. Osoba, która nie narzeka rozmawiając o polityce postrzegana jest w Polsce jako miła ale płytka i niemądra oraz zachowująca się w sposób nieodpowiedni.
W Polsce lepiej zatem narzekać. I tak właśnie się zachowujemy. Wyraźnie pokazuje to kolejne psychologiczne, przeprowadzone najpierw wśród amerykańskich, a później wśród polskich studentów. Poproszono ich, aby przez dłuższy czas codziennie określali na kilku stopniowej skali swoje samopoczucie. Po 2 – 3 miesiącach okazało się , że Amerykanie niemal codziennie “czują się lepiej niż zwykle”, natomiast Polacy prawie codziennie są w “gorszym niż zwykle” nastroju.
Zupełnie oficjalnie w literaturze psychologicznej i obyczajowej Polacy zostali okrzyknięci “cierpiętnikami”.
Nawet nasz system edukacyjny oparty jest na poczuciu obowiązku, poświęceniach, wyrzeczeniach, a nie na dążeniu do szczęścia jak np. zachodnie.
W wypadku jednostek cierpienie może być o tyle wygodne, że rola ofiary w naszej kulturze zwalnia w dużym stopniu z odpowiedzialności za własne życie i przyszłość. Ten kto jest pokrzywdzony może dużo więcej niż ten kto jest, dajmy na to, nieopatrznie szczęśliwy.
Cierpiący może liczyć na próby zrozumienia i wsparcie ze strony otoczenia. Wolno mu nie dbać o innych i być dla nich nieprzyjemnym. Wolno mu kierować się przede wszystkim własnymi interesami – nawet gdy w grę wchodzi dobro jego rodziny czy społeczności w jakiej żyje na co dzień.